Od dnia 25 lipca tego roku do dnia dzisiejszego niektorzy slysza jeszcze w glowie strzaly i huk bomb. Bylo wiele poronien i wczesniejszych porodow. Wiele osob, szczegolnie kobiet znalazlo sie w szpitalu z powodu nadcisnienia. Dzien ten byl dniem ataku wojsk rebeliantow na Rutshuru. 12 godzin trwalo ostrzeliwanie i bombardowanie miejscowosci. Miejscowa ludnosc caly dzien spedzila pod lozkami w swoich domach, a nasze siostry na korytarzu – tez w swoim domu. Po kilku godzinach walk kazdy myslal, ze tylko on zostal, a wszyscy inni sa juz niezywi, wiec wzbudzal jeszcze wiekszy akt zalu za swoje przewinienia oczekujac rychlej smierci. Niektorzy widzieli juz Abrahama – jak mowia. Nazajutrz kosciol wypelnil sie po brzegi na porannej Mszy sw. – bylo wiele nowych twarzy – zapewne jakies okolicznosciowe nawrocenia. I wszyscy byli zdziwieni ze widza innych jako zyjacych – oprocz tych nielicznych ktorzy stracili zycie.
Po tym ataku wiele osob sie ewakuowalo gdzie kto mogl, niemniej jednak wiele zostalo, bo trzeba pamietac, ze z powodu galopujacego przyrostu naturalnego nasze miejscowosci sa bardzo liczne (po powrocie z urlopu wszystkie znajome mi panie zastalam w ciazy!). Szczegolnie chlopcy byli narazeni na wcielenie do armii rebeliantow, ktora wlasnie napada na ich domy i rodziny. Rebelianci stawiaja takich chlopcow na pierwsza linie frontu, a gdy ci sa juz zabici, przechodza do ataku. Dlatego przez wiele dni mlodzi chopcy ze strachu gdzies sie zaszywali na cale dni i nie bylo ich widac.
Po tych wydarzeniach mlodziez lubi powtarzac : mysmy juz przezyli smierc i zmartwychwstanie.
Atmosfera jest ciezka bo tu i tam sie bija – i u nas nie wiadomo kiedy I kto znowu zaatakuje. Wojska lub roznego rodzaju grupy waleczne staraja sie odzyskac tereny spod okupacji Rwandyjczykow, ale to wszystko jest prowadzone bardzo chaotycznie I przypadkowo. Cierpia na tym zwykli ludzie, ktorzy zyja – wlasnie nie wiem jak, bo czesto nie maja juz niczego. Nie moga wejsc na pola, bo plody ziemi sa zarezerwowane zolniezom rebeliantow. Praktycznie z pol znow nic nie zbiora, a przeciez z tego zyja i oplacaja szkoly swoim dzieciom. Wiec glod zaglada do domow. No i zagrozenie wyrzucenia ze szkoly ktore jak widmo krazy nad dziecmi, mlodzieza I calymi rodzinami, ktorych pragnieniem jest wyksztalcic jak najwieksza liczbe dzieci. O zmroku wszyscy staraja sie byc juz w domu, a noc czuwaniem jest nielatwym, bo sa kradzieze, gwalty I zabicia.
W Ugandzie, po wydarzeniach 25 lipca, spotkali sie oficjalnie dwaj prezydeni: Rwandy I Konga I wspolnie oswiadczyli- tez oficjalnie- ze jesli jakis kraj jest zainteresowany rozwiazaniem jakiegos problemu, ktorego oni nie widza, to prosze bardzo. Teraz opozycja oskarza prezydenta RDC o zdrade kraju nawyzszej rangi I o wspolprace z wrogiem na niekorzysc panstwa.. A tutejsza ludnosc czuje sie pozbawiona pasterza I pomocy z jakiejkolwiek strony. Trudno to zrozumiec. I choc nie jestem obywatelka Konga, niemniej jednak ta postawa naszego Prezydenta I tutejszych wladz ciazy mi na sercu.
Jak na Afryke przystalo, kazdy nastepny poranek jest tak cudowny, ze zapomina sie o nocnej trwodze I doznanych wczesniejszych krzywdach. Ludzie wciaz na nowo maja sile, by zmierzyc sie z cierpieniem, glodem I trudem codziennosci od 14 lat im towarzyszacym.
3 wrzesnia rozpoczely sie szkoly. Wielu uczniow juz sie zapisalo, ale wiele mlodziezy I dzieci jeszcze nie wrocilo do Rutshuru, bo sie boi. Niektorzy zdecydowali sie na zycie uchodzcow, koczujacych pod Goma, lub w innych miejscowosciach, bo jak mowia: jak umrzec to razem. W biurach urzeduja rebelianci, ale praktycznie nic nie mozna w Rutshuru zalatwic. Cale nasze codzienne zycie toczy sie pod okiem wielkiego Brata, ktory jest wszedobylski I bardzo wscibski – oczywiscie na niekorzysc ludzi.
Zycie pod okupacja nie nalezy do najlatwiejszych, a jeszcze trudniej, gdy nie mozna liczyc na najblizszych I miec nadziei ze sie cos zmieni. Ale jako ze nic nie trwa wiecznie wiec z czasem moze ktos zareaguje I sytuacja jednak ulegnie zmianie na korzysc umeczonych zyciem ludzi.
Poki co jestesmy z nimi, znoszac z nimi dole I niedole, wysluchujemy ich zalow, pomagamy na ile I komu sie da.
Wszystkich prosze tez o modlitwe ktora ma moc przemienic zlo w dobro, aby Bog udzielil szczegolnie swojej madrosci rzadzacym tym krajem.
Pozdrawiam serdecznie I zycze kazdemu z Was wszelkich lask Bozych potrzebnych do codziennego zycia.
s. Grazyna Wojnowska
Rutshuru; 8/09/2012
P.s. na zdjeciach ludzie w naszym centrum schodzacy sie na noc z wezelkami w ktorych miesci sie caly ich dobytek.